poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Brak napastnika...

Ostatni koncert jest dla mnie (dla chłopców i Menago też) tematem, który wolelibyśmy omijać szerokim łukiem. Cały ten czas ciężkiej dla nas pracy, który miał zostać zwieńczony koncertem w pierogarni, trafił szlag. Znów spotkały nas problemy techniczne, choć mimo to mogło i powinno być dobrze...
Ale to wszystko skłoniło nas do rozmyślań na temat poprawy, przede wszystkim, jakości wykonań naszych utworów. Utwory w naszym (i nie tylko) odczuciu nie są złe. Za to ich wykonanie rodzi w nas (i nie tylko) spore wątpliwości. Naszym zadaniem teraz jest ich wyeliminowanie!

Pewna osoba z publiczności powiedziała mi, żebyśmy się nie martwili, bo te koncerty, które gramy w Polkowicach służą nam po to, by znaleźć słabe punkty i je eliminować. Że one nie są dla publiczności tylko dla nas, byśmy zorientowali się gdzie znajdują się elementy, które nie współbrzmią i nie stroją...
I wiecie co? Świetne słowa.

Te kilka koncertów pokazały nam dobitnie, gdzie leżą elementy, ktore trzeba poprawić lub wyeliminować.
Najpierw moim zdaniem bardzo dobry występ w B.B.C. Bo pierwszy - nie wiedzieliśmy czego się spodziewać.
Potem bardzo słaby pierwszy występ w Pierogarni. Tym razem wiedzieliśmy, czego oczekiwać i chcieliśmy zagrać jak najlepiej i to nas spaliło.
Potem Must Be The Music i stres tak wielki, że po tym występie już żaden koncert nie był dla nas stresujący. A sam występ dobry.
Potem drugi koncert w Pierogarni. I ogólnie rzecz ujmując chyba nasz najlepszy koncert. Pełen energii i pewności siebie.
No a potem już równia pochylna...
DLT - pierwszy występ niezły, drugi już gorszy.
Świętoszów - całkiem, całkiem choć powinno być DUŻO lepiej.
No i trzeci raz Pierogarnia. Występ w najprostszym odbiorze tragiczny. Choć nie wszystko było takie złe jak mi się wydawało. I choć wyszło źle (też przez problemy) to nie wszyscy zawalili...

Zawsze porównuję nasz zespół do małej drużyny piłkarskiej. I to jak gramy na treningach to jedno, a to jak na meczach to co innego.
Jest nas szóstka. Menago pełni taką rolę w zespole, że trzeba ją traktować jak pełnoprawnego członka zespołu (zgodzą się ze mną wszyscy).

W mojej taktyce meczowej obsadziłbym Menago na bramce. Na treningach można się bez niej obejść, bo tylko broni, ale na meczu jest niezbędna. Lepiej się przy niej czujemy wiedząc, że za plecami mamy kogoś na kim można polegać. Gdy trzeba zrypie, gdy trzeba pochwali. Jej uśmiech dodaje pewności, a jej opinia zawsze! jest szczera. Gdy trzeba doradzi, gdy trzeba pomoże, gdy trzeba zruga i zmotywuje do pracy.
Bramka - Menago.

Na obronie kapitan drużyny - ja. Człowiek, który dużo widzi choć sam jest niewidoczny. Staram się być dla reszty oparciem motywując ich na każdym kroku. Nie podpowiadać i nie radzić, tylko zmuszać słowem do innych rozwiązań. Gdy coś jest nie tak nie mówię, że coś jest nie tak. Mówię "zrób to inaczej". Jestem szefem, który nie zmusza batem, tylko sam ciągnie jak może ten wózek, na który razem wsiedliśmy...
Obrona - Szymon.

Sekcja rytmiczna byłaby w mojej piłkarskiej taktyce oczywiście linią pomocy. Adaś jak defensywny pomocnik zajmujący się raczej, niestrudzonym pilnowaniem, by wszystko było spójne. By nie było za dużych rozwarstwień między linią obrony a ataku. Jego rolą jest takie kontrolowanie tempa gry, by wtedy kiedy trzeba było powoli, a wtedy kiedy trzeba było szybko. I tylko od niego zależy jak gra się będzie toczyć.
Defensywny pomocnik - Adam.

Pawełek ewidentnie byłby rozgrywającym, bo tylko on potrafi tak spektakularnie podawać (akcentować) uderzenia. Potrafi ni stąd ni zowąd zagrać coś takiego, że wszyscy są pod wielkim wrażeniem. Jego szarże często przesądzają o wyniku akcji (utworów). Kiedy ma słabszy dzień gramy jak potrafimy, ale kiedy nasz rozgrywający jest w świetnej formie, drużyna potrafi się wzbić wysoko ponad poziom jaki obecnie prezentuje i wtedy jesteśmy nie do zatrzymania.
Rozgrywający - Paweł.

JJ byłby nikim innym jak tylko skrzydłowym. Nikt tak nie kontroluje piłki (gitary) jak on. Jego dryblingi (solówki) są tak skuteczne, że robią wrażenie na każdym. Jego rozwiązania są błyskotliwe i zaskakujące. Zawsze jest w formie. Kiedy akcja jest po jego stronie zawsze wychodzi z niej zwycięsko. Jednym słowem jest nie do zatrzymania. Długo potrafi chować się w cieniu, żeby w decydującym momencie zetrzeć wszystkich w pył swoimi improwizowanymi akcjami...
Skrzydłowy - Jakub.

Do czego jednak zmierzam?

Cała drużyna może grać jak z nut, jak z bajki, ale i tak najważniejszy jest wynik. Bez dobrego napastnika (wokalisty) cała dobra gra skazana jest na porażkę. I odwrotnie - kiedy jest w formie, może nawet w pojedynkę wygrać mecz, w którym drużyna gra słabo, i pociągnąć za sobą resztę.
To napastnika rozlicza się z wyniku. Nie musi być czarujący, ale musi być skuteczny i w pełni panować nad piłką (głosem) i znać swoją rolę. I wiedzieć kiedy być przyczajonym, a kiedy uderzać... Musi w pełni czytać i czuć grę, przewidywać i wychodzić do akcji... Tego się oczekuje po napastniku (wokaliście), i tak naprawdę od jego umiejętności i formy zależy wynik meczu...

I nie będę owijał w bawełnę... Od dłuższego czasu drużyna nie ma klasowego napastnika...

2 komentarze:

  1. Hej.masz moze swojego "osobistego"bloga?fajnie sie czyta to co piszesz...

    OdpowiedzUsuń