Nie od dziś wiadomo, że programy typu "talent show" wcale nie mają na celu - choć mogłoby się wydawać, że powinny - wyłonienia wykonawcy najlepszego, najbardziej utalentowanego, najbardziej wszechstronnego, czy chociaż najbardziej persepktywicznego. Nie od dziś wiadomo również, że programy takie, jak każda wysokobudżetowa produkcja, są głęboko reżyserowane, a twórcy programu ponoć nierzadko mowią uczestnikom, co mają mówić na wizji. Często nawet wydaje mi się, że smsy "wysyłane" przez ludzi też są fikcyjne lub tylko wyniki są spreparowane, bo czasem padają dziwne werdykty.
Wg mnie udział czy nawet zwycięstwo w takim programie nie daje żadnego prestiżu pod względem muzycznym czy artystycznym. Po kilku zagorzałych dyskusjach doszliśmy do wniosku, że bardziej niż muzyka liczy się "medialność". Zbiór czynników, które czynią wykonawcę ciekawym dla innych. Muzyka jest tłem. Mógłbym podać wiele przykładów, ale musiałbym kogoś obrazić, a nie o to mi chodzi...
No ale mimo wszystko trochę wbrew swoim starym punkowym zasadom, trochę za namową Menago, trochę z własnej woli, a trochę z ciekawości postanowiliśmy zgłosić się do takiego programu. Mianowicie chodzi tu o polsatowskie "MUST BE THE MUSIC". Tak, tak... Otóż w sobotę 18 maja wystąpiliśmy we Wrocławiu na precastingu do tego programu. Od razu uprzedzam, że wyniki będą dopiero za trzy miesiące, więc nie podniecajmy się.
Jak poszło... No cóż, na warunki jakie tam nas spotkały zagraliśmy najlepiej jak tylko mogliśmy. Mieliśmy początkowo małe problemy technicze, ale sam "wykon" był naszym zdaniem świetny. Chodziło głównie o energię, bo nie mogliśmy zagrać naszych piecach ani efektach, więc brzmienia nie było. Skupiliśmy się na wydobyciu energii...
Nikt nie zawiódł. Wszystko chodziło idealnie. Każdy pewny siebie, znający swoją rolę, funkcję i możliwości. Każdy wiedział, że to może być to przysłowiowe "5 minut". I graliśmy tak, by to wykorzystać. Ale...
Pomijając problemy technicze oraz fakt, że nic nie brzmiało jak powinno (każdy z nas gra gra na customach - znaczy, że kazdy z nas ma swoje indywidualne specyficzne ustawienia wypracowane przez lata i wystarczy zmienić szczegół, by wszystko się posypało) to pojawił się jeszcze stres. Stres?! Kuźwa strach. Nigdy nie doznałem tak silnego stresu. Kilka minut przed występem przyszła gigantyczna fala stresu. Paweł się wyłączył - patrzył na nas jakbyśmy byli w jego świadomym śnie, zero kontaktu, przeszywał nas ślepym wzrokiem na kilometr. Adam doznał małego napadu "epilepsji" - tak mu się nogi trzęsły, że ledwo mógł stać. Jakub próbował ukryć stres pod kołdrą koncentracji, ale był tak zestresowany, że robił wszystko strasznie nerwowo, a kulminacją był moment, gdy szukał kabla, na który patrzył. Radek gadał, że chce do domu, że nie chce występować, ale wydawało mi się, że najmniej się stresuje. Ja miałem tak spocone zimnym potem ręcę, że nie czułem strun. Ale ukrywałem to pod uśmiechem. Dopadło mnie dopiero podczas problemów technicznych z zasilaczem. Wtedy nogi zaczęły mi się trząść tak, że myślałem, że upadnę. Ale to był ostatni moment stresu. Paweł wydobył dźwięki, potem Jakub, potem Adam, potem ja. I poszło...
Widziałem (Radek też mówił), że jury sie podobało, kiwali głowami, tupali do rytmu, nieznacznie się uśmiechali. Więc myślę, że było dobrze. Już teraz na zimno, wydaje się nam, że mamy szanse dostać się już do prawdziwego castingu, ale jak wcześniej pisałem, muzyka muzyką, ale czy jesteśmy medialni? Z tego całego zamieszania Radek zapomniał nas przedstawić, ale nikt nie ma mu tego za złe, bo poziom stresu był kosmiczny. I do tego na koniec jeden z jurorów powiedział enigmatycznie "Nie zdążyliśmy się nawet poznać, a już musimy się pożegnać"... Co to może oznaczać?
Ale w tym wszystkim jest jeden cholernie wielki plus. Udało nam się opanować ten stres i na trzeźwo na potencjalnie ogólnopolskiej imprezie jaką jest program "Must Be The Music" zagrać cholernie dobrze kawał dobrej muzyki. Plus dla nas.
Pozdrawiamy
Załoga INK RIVER
Wyczytalam, ze to kwestia dwoch tyg, czyli werdykt 5czerwca. A czy napewno, nie dam łapy uciac.
OdpowiedzUsuńMam przeczucie ze sie dostaniecie, choć pare tyg temu mialam sen, ze nie, bo wokal sie nie podobal. Ale spoko, nie mam proroczych snow hi hi ;))) powiem szczerze.. ze sralam zarem bardziej niz WY chlopaki! ;) coz to bylo...ah. Jestem z Was dumna.
Ej bez anonimów!!! Proszę się przedstawić!!!
Usuńsamo czytanie już pozwoliło mi na wyobrażenie sobie tego przeszywającego stresu, w każdym razie gratuluję pokonania kolejnego etapu w twórczości:)POWODZENIA!
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie tylko skąd ten stres się bierze...
UsuńDzięki wielkie!
może stąd, że zawsze dąży się do doskonałości i im więcej oceniających(w tym wypadku nie ilość, a jakość), tym większe prawdopodobieństwo krytyki
Usuń:) jednak trema-dobra rzecz :) byle nie zagłuszała talentu:)
Bardzo Wam gratuluję odwagi! Trzeba mieć naprawdę dużo samozaparcia by wybrać się na taki casting. Trzymam kciuki, mimo iż jestem przekonana, że się dostaniecie. Ale minusa za nieodezwanie się, że jesteście we Wrocławiu i tak ode mnie dostajecie!
OdpowiedzUsuńMam nadzieje,a bardziej to wierze w to, ze wam sie uda.trzymam kciuki.pozdrawiam n.
OdpowiedzUsuńN? Who's N?
OdpowiedzUsuńWystarczy troszke pogrzebac w pamieci:)
OdpowiedzUsuńNo więc kto?
UsuńNatalia
UsuńOsz Ty... Jak nas znalazłaś?
Usuń